Czyli Zielony Blok rok po roku
Przed Zielonym Blokiem
Moje pierwsze kroki z miejskim ogrodnictwem związane były z kolejnymi miejscami zamieszkania w Dzielnicy V – Krowodrzy. Swoje pierwsze warzywa wysiałem w Krakowie na parapecie kamienicy przy ulicy Iwona Odrowąża. Do patrona tej ulicy należały pola uprawne i folwarki na średniowiecznej Krowodrzy. O historii tego miejsca więcej przeczytasz tutaj. Kolejnym ważnym przystankiem była kamienica przy ulicy Królewskiej, dawnej niemieckiej dzielnicy mieszkaniowej. Tu na bardzo wąskim parapecie uprawiałem pomidory i kwiaty oraz zacząłem swoją przygodę z murarkami (pszczoły samotnice).

Ale to dopiero w Zielonym Bloku, który zajmuje dziedziniec skryty za murami jednego z bloków z lat 60 wybudowanych na terenie Nowej Wsi, miejscu historycznie związanym z polskim ogrodnictwem, odnalazłem swoją zieloną przystań.
2015
To właśnie w listopadzie przeprowadziłem się do mieszkania na parterze z widokiem na ogród. Oglądałem je nocą więc nawet nie miałem świadomości jak wygląda ogród. Nigdy nie mieszkałem na parterze, ale życiowa sytuacja zmusiła mnie do szybkiego podjęcia decyzji. W parapetowych doniczkach przyniosłem ze sobą donice z kocimiętką „Cat’s Meow” oraz kokony z pszczołami samotnicami, które wylądowały w lodówce. I tak do wiosny mój kontakt z ogrodem został zamrożony.

2016
Wiosną doceniłem jak dobrze mieć okno wprost na ogród, choć wtedy nie przypominał on obecnej formy. Krzewy, kilka drzew mocno cięty trawnik, a wszystko otoczone pnączami. Ja jednak chłonąłem ten widok ciesząc się zielenią i śpiewem ptaków. W doniczkach zaczęła rosnąć kocimiętka, a ja starałem się ukryć przed sąsiadami chmarę pszczół, buzujących nad parapetem. I podobnie jak pszczoły wylatujące w ogród w poszukiwaniu pyłku, moje myśli coraz bardziej krążyły wokół ogrodu. Widziałem jego potencjał i wartość, jednak jak to dotąd bywało, traktowałem to miejsce jako tymczasowe, co wkrótce miało się zmienić.
2017
W 2017 roku rozpocząłem sezon od wymiany donic. Na parapecie ustawiłem nowe pojemniki, które samodzielnie zaprojektowałem i wykonałem wspólnie z bratem. Parapety są tu bardzo szerokie co umożliwiło całkiem sporą przestrzeń do sadzenia roślin. Rosły w nich wspomniane kocimiętki, do których dosadziłem kilka innych roślin. Nasadzenia z kwiatów i ziół spotkały się z pozytywną reakcją sąsiadów. Co zachęciło mnie do posadzenia na rabacie pod oknem pierwszych czosnków ozdobnych.

2018
Na powstanie Zielonego Bloku i moje większe zaangażowanie w ten ogród wpłynął paradoksalnie atak ćmy azjatyckiej na bukszpany w tym samym roku. Jeden z sąsiadów, zachęcił mnie do obsadzenia rabat pod oknami, na których rosły do tej pory wspomniane krzewy. Po oczyszczeniu ziemi z chwastów, gruzu i szkła posadziłem głównie byliny i róże, łącząc dziki ogród i wiejską rabatę – dominującą kolorystką kwitnących tu kwiatów jest róż i błękit. Przy murze postawiłem duże donice terakotowe, w których zasadziłem powojniki. 28 sierpnia 2018 roku powstaje Zielony Blok jako fanpage na Facebooku.


Kolejnym etapem było zagospodarowanie terenu po drugiej stronie chodnika. Charakter tego miejsca skłonił mnie do stworzenia rabaty w stylu ogrodu sąsiadującego z lasem. Powstała tu kamienna ścieżka poprzerastana mchem i małe leśne oczko wodne. Rośliny, które tu zasadziłem, to paprocie, hosty, bodziszki, naparstnice, przylaszczki i zawilce.


Część bardziej nasłoneczniona to miejsce dla jeżówek, łubinów, róż i malw czy, kojarzących mi się z rodzinnym domem, serdeczników. Rośnie tu również spora liczba roślin cebulowych takich jak czosnki, tulipany, cebulice, krokusy, hiacynty czy przebiśniegi. Dominującą kolorystyką kwiatów jest biały, przeplatany bordo, różami i błękitami.



2019
Rok 2019 to rok szaleństwa w dosadzaniu kolejnych roślin, które wypełniły rabaty stworzone na wcześniejszych etapach prac ogrodniczych. Obecnie rośnie tu 350 odmian roślin, nie licząc jednorocznych i tych, które były na dziedzińcu jeszcze przed powstaniem Zielonego Bloku. Gdy tworzyłem te nasadzenia, myślałem o miejskiej dżungli, która będzie stanowić pokarm i schronienie dla dzikiej fauny. Stąd bardzo ważne, by rosnące tu rośliny obfitowały w pyłek i nektar od wczesnej wiosny do późnej jesieni, a zaschnięte łodygi, torebki nasienne czy kwiatostany stanowiły doskonałe miejsce, w którym mogą przezimować mali mieszkańcy ogrodu. Obecnie Zielony Blok wszedł w etap przerastania, naturalizacji, czasu względnej swobody i dojrzewania. Jego spójność uzyskuję przez zastosowanie wielu odmian w obrębie mniejszej ilości gatunków i względnie stałej palety barw.
Ogród to jednak nie tylko rośliny, dlatego w sezonie 2019 powstało kilka nowych elementów w przestrzeni Zielonego Bloku. I tak w marcu zamontowałem kompostownik o pojemności 320 l wykonany, co dla mnie bardzo ważne, z materiałów pochodzących z recyklingu, nadających się do ponownego przetworzenia. Zielona masa zgromadzona w sezonie jest teraz przetwarzana na drogocenny kompost, którym zasilę rabaty wiosną – już żaden listek czy łodyga nie zmarnują się, ponieważ zyskają nowe życie, wracając do cyklu ogrodu. Kolejną inwestycją była prost ławka, którą pomalowałem w oficjalne barwy Zielonego Bloku. Zdecydowałem, że pora nauczyć się czerpać także przyjemność z samego faktu przebywania w ogrodzie. Ponieważ do tego potrzebne było mi jakieś miejsce, postawiłem ją na końcu kamiennej ścieżki pod świerkiem (świąteczną choinką wkopaną przez jednego z mieszkańców). Siedząc na niej z kawą w ręku, mogę zrywać maliny i patrzeć w niewielkie oczko wodne. A oczko to powstało dla moich lilii pigmejskich. Jest to po prostu duża donica, w których rzeczone lilie pięknie rosły do czasu, aż ptaki postanowiły zrobić sobie tu kąpielisko. Zarówno sroki, sójki, jak i kwiczoły potrafiły przylecieć całą rodziną i skutecznie ogołocić lilię z liści, które przeszkadzały im w kąpieli. Najważniejszą jednak realizacją roku 2019 jest konstrukcja do łapania deszczówki z dachu dziedzińcowego śmietnika. Składa się ona z rynny, rury i beczki i wystarczy, by w prosty sposób zadbać o retencję wody. Beczka o pojemności 210 l powstała z materiałów pochodzących z recyklingu i nadających się do ponownego przetworzenia.



Podsumowując rok 2019, warto również wspomnieć wyjątkowe wydarzenia. W marcu powstał ten oto blog. Zaś sam ogród otrzymał wyróżnienie w konkursie Projekt Miasto Ogród 2019 Ogrody Sąsiedzkie i Pnącza dla Krakowa zorganizowanym przez Pracownię Animacji Ekologicznej Ośrodka Kultury im. C.K. Norwida pod honorowym patronatem przewodniczącego Rady Miasta Krakowa. We wrześniu świętowaliśmy w Parku Krakowskim pierwsze urodziny Zielonego Bloku, podczas których odbył się zielony panel ogrodniczych aktywistów z Krakowa. Swoimi inspirującymi historiami podzielili się: Aga Siejka z „Wolniej, tu i teraz”, Dominika i Kasia z „Inspekty.pl” oraz Emilia i Asia z „Krakowskiego Ogrodu Społecznego Macierzanki”.

2020
Pod wieloma względami był to rok przełomowy. Po pierwsze w marcu dowiedziałem się, że muszę opuścić wynajmowane mieszkanie. Cały świat pochłaniała pandemia COVID-19, a mnie nieopisana rozpacz bezpowrotnej utraty ogrodu. Miałem oczywiście świadomość, że tworząc coś na terenie, który nie jest moją własnością, podejmuję takie ryzyko. Nie byłem jednak na to dostatecznie gotowy, więc podjąłem starania, by znaleźć mieszkanie w okolicy i wtedy stał się nieopisany cud. Oto zwolniło się mieszkanie w tej samej klatce, ale na piętrze trzecim. Straciłem bezpośredni widok z okna na ogród, ale zachowałem do niego dostęp, a nowe mieszkanie posiada również loggię, gdzie powstała zielona przestrzeń, o której możecie przeczytać poniżej:
Paradoksalnie cała ta sytuacja spowodowała to, że zacząłem działać z jeszcze większym rozmachem. W maju zdecydowałem się założyć profil na Instagramie, gdzie wszystkie zdjęcia tam publikowane są zrobione telefonem komórkowym. W ogrodzie przestałem ograniczać się do zagospodarowanej uprzednio przestrzeni i zacząłem działać na całym dziedzińcu. Wokół polany północnej powstały rabaty pod krzewami – posadziłem tam rośliny kwitnące głównie na fioletowo i żółto m.in.: rudbekię „Forever Gold”, pysznogłówkę „Bradburyego”, astra gładkiego. Całość uzupełniają trawy, paprocie i werbena patagońska. W rogu działki zasadziłem swoje pierwsze dwa drzewka: świdośliwy lamarckie. Duża rabata bylinowa zlokalizowana po drugiej stronie chodnika została nieznacznie poszerzona w kierunku polany południowej, a na jej nowej granicy pojawiły się cisy pośrednie odmiany „Hicksii”, które mają tworzyć niski, zimozielony żywopłot. W pobliżu wiaty śmietnikowej pojawiły się serdeczniki pospolite, a jesienią na całym dziedzińcu zasadziłem setki cebul tulipanów, narcyzów czy krokusów.

Większy ogród to zwiększone zapotrzebowanie na wodę. Do istniejącej już instalacji gromadzącej wodę deszczową dokupiłem stulitrową beczkę. Deszczówkę gromadzę również w dwóch pojemnikach o łącznej pojemności 40 l. Obecnie mogę gromadzić do 350 l wody opadowej. Nie jest to niestety ilość wystarczalna, ale nie zamierzam poprzestać na tych zbiornikach. Również dotychczasowy kompostownik szybko wypełniał się zielonym materiałem. Dlatego zdecydowałem się na budowę pryzmy kompostowej w rogu działki oraz kompostownika liściowego.



Oczywiście bardzo mocno na 2020 rok wpłynęła pandemia. Podczas pierwszego lockdownu, gdy zamknięto nawet parki, ogród był dla mnie jedyną ostoją normalności, w której spędzałem każdą wolną chwilę. To tylko kolejny dowód na to, jak bezcenne są takie miejsca i jak trudno wytrwać bez obcowania z zielenią. Jeśli chodzi o biologiczne funkcjonowanie ogrodu, oczywiście wszystko toczyło się tak, jakby ludzkie problemy nie miały tu żadnego znaczenia. Natomiast wirus miał wpływ na rezygnację z zaplanowanych wcześniej wydarzeń, czyli wspólnego spaceru do miejsca, które miało zostać opisane na blogu, oraz z drugich urodzin Zielonego Bloku. Mimo to był to najaktywniejszy sezon w ogrodzie. Latem, kiedy zniesiono pandemiczne ograniczenia, odwiedziło mnie w ogrodzie kilku wyjątkowych gości: przemiłe panie z „Kraków dla mieszkańców”, Artur (arcziland.blogspot) i Krzysztof przyjechali aż z Poznania, Ela i Zuza z Pracowni Animacji Ekologicznej Ośrodka Kultury im. C.K. Norwida w Nowej Hucie oraz po sąsiedzku Marcin z Moja Krowodrza.

Był to również rok dużej aktywności medialnej Zielonego Bloku. W magazynie Architektura & Biznes (05/2020) „Lekcja trzeciej… światowej” zdjęcia m.in z Zielonego Bloku zilustrowały wywiad z Zuzanną Skalską na temat zmian w świecie w czasie i po pandemii. W sierpniu Pracownia Animacji Ekologicznej z Ośrodka Kultury im. C. K. Norwida opublikowała podcast, w którym opowiadam o historii i przedstawiam ideę Zielonego Bloku. Niecały miesiąc później ukazał się mój artykuł na temat Zielonego Bloku w 35. numerze magazynu Gardeners’ World Edycja Polska.
Pod względem pogodowym był to również ekstremalny rok. Początek wiosny był bardzo suchy, a kiedy pojawiły się oczekiwane deszcze to w zasadzie nie odpuszczały przez dłuższy czas. W efekcie mieliśmy wyjątkowo mokry rok z intensywnymi, niszczącymi opadami, silnymi wiatrami i koszmarną plagą ślimaków. Liczba słonecznych dni była niewystarczająca, a kiedy już pojawiało się słońce, to towarzyszyły mu bardzo wysokie temperatury. Zmiany klimatyczne, których obecnie doświadczamy, przejawiają się właśnie w takich ekstremalnych zjawiskach – znane wszystkim cztery pory roku dawno już zostały wyrwane ze swoich kalendarzowych ram. Pomimo tych trudności ogród dojrzewa i prezentuje się coraz lepiej.
2021

Rok 2021 nie należał do zwyczajnych. Był trudny ze względu na to, co dzieje się w wymiarze tak klimatycznym na świecie, jak i w społeczno-politycznym w kraju. Równocześnie był nadzwyczajny na poziomie lokalnym. Z perspektywy przedostatniego dnia w roku widzę wyraźnie, że to, co rozpoczęło się kilka la temu od osamotnionego działania na dziedzińcu pewnego bloku w kolorze brudnego łososia, jest dziś kolektywem, który przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. To przejście zyskało wymiar przekraczania symbolicznej granicy wyznaczanej przez ów wewnętrzny dziedziniec, który, choć interesujący, to skryty za murami i dostępny jedynie dla nielicznych. Odkąd pamiętam zawsze lepiej odnajdywałem się w świecie przyrody niż ludzi. Zagajniki, lasy, łąki, mokradła, brzegi rzek i stawów to miejsca, gdzie czułem się u siebie. Miejsca, które rozumiałem i które rozumiały mnie. Potrafiłem na całe dnie znikać w chaszczach, pokonując dziesiątki kilometrów wzdłuż rzeki. Owa wypracowana w dzieciństwie uważność na przyrodę pozostaje ze mną do dziś. Jednak od wielu lat mieszkam w mieście, gdzie próbuję stworzyć choć namiastkę natury, czy to uprawiając pomidory w doniczce na balkonie, czy też hodując pszczoły na parapecie. W 2021 roku coś się jednak zmieniło na zawsze, a to dzięki projektowi #Krowodrza111. Jego idea miała swój początek tak naprawdę jeszcze w 2018 roku, gdy, kopiąc na wspomnianym dziedzińcu, moją ciekawość wzbudziła niezwykła żyzność i czarny kolor tamtejszej ziemi. Krok po kroku zacząłem odkrywać ogrodniczą historię Krowodrzy – ważną bezspornie nie tylko z perspektywy lokalnej, lecz także ogólnopolskiej. Tętniące życiem ogrody warzywne i kwietne leżące wzdłuż Młynówki Królewskiej czy ogrody królowej Bony to przecież dziedzictwo, które zasługuje by je nieustannie przypominać. Tak oto dziura wykopana specjalnie pod nieduże oczko wodne stała się, niczym królicza nora z pewnej dobrzej znanej bajki, łącznikiem z innym, zapomnianym już światem. Wystarczyło tylko odważyć się do niej wejść. Opuściłem zatem bezpieczny dziedziniec, sadząc, siejąc i kopiąc w różnych miejscach naszej dzielnicy. Stało się to możliwe dzięki temu, że na swojej drodze spotkałem ludzi, którzy czują podobnie i którzy mieszkają na tej samej ulicy lub kilka przecznic dalej. (O tym napiszę Wam już w osobnym poście). Projekt #Krowodrza111 stał się sukcesem. Dla mnie jednak było to coś więcej – projekt w projekcie, droga do drugiego człowieka, do otwarcia się na ludzi i odnalezienia w świecie. Nie będę Wam pisał, że to było łatwe, bo nie było. Skłamałbym gdybym, twierdząc, że nie miałem chwil, w których nie dawałem rady. Wtedy zawsze pojawiał się ktoś, kto podawał mi rękę dzięki czemu mogłem działać dalej. Choć projekt miał charakter ogrodniczy, dla mnie miał przede wszystkim wymiar ludzki, bo jednoczący i budujący dobrosąsiedzkość. Dziś uważam, że nie ma od lepszego spoiwa niż ogrodnictwo, zwłaszcza gdy podleje się je sztuką


. Projekt wymagał ode mnie mierzenia się m.in. z własnymi słabościami. Nie jest łatwo stanąć przed kamerą, mikrofonem czy obiektywem aparatu. Pewnie wielu z Was zna tę irracjonalną blokadę, ale to tylko narzędzia do celu, które Wam pomogą. To dzięki pokonywaniu tych barier poczułem, że lubię edukować. Przekonałem się o tym, prowadząc swoje pierwsze, autorskie warsztaty z jadalnego krajobrazu w ramach XI Ogólnopolskiej Giełdy Projektów na zaproszenie Ośrodka Kultury im. C. K. Norwida. Piszę Wam o tym, żebyście nie rezygnowali, gdy coś lubicie. Strach jest do pokonania, trzeba tylko go oswoić i zrozumieć, że za kolejnym razem będzie on mniejszy, aż wreszcie zupełnie zniknie. Nie będę też przed Wami ukrywał, że przy takich projektach pojawiają się osoby, które, choć same niewiele robią, chętnie udzielają rad niepytanie. Potrafią mocno uprzykrzyć życie. Najczęściej używają zdań w stylu „ja to bym tam wcześniej posprzątała”, „to nie ma sensu”, „przecież to i tak zniszczą”, „kto wam za to płaci”, „to nie wieś tylko miasto” itp. Jak wiecie zamieszczałem w swoich postach również porażki, zniszczone czy zaśmiecone miejsca, zjedzone uprawy, ale był ich nikły procent. W zdecydowanej przewadze spotykaliśmy się jako Ogrodnicza Krowodrza z bardzo pozytywnym odbiorem. Z czasem zrozumiałem, że cokolwiek zrobisz w przestrzeni publicznej, spotka się z osądem i tu również odnalazłem analogie w sztuce. Dla niektórych współczesna sztuka jest niezrozumiała, bo nie ma w nich chęci samodzielnego rozmyślania nad jej przekazem. Z podobnymi reakcjami spotkacie się, siejąc zboże pod kapliczką czy sadząc fasole w parku. Nawet polubiłem te niezamierzone kontrowersje. Za to sam projekt połączył mieszkańców skupionych wokół Ogrodniczej Krowodrzy, zyskał patronat Rady Dzielnicy, wszedł we współpracę ze Zjednoczoną Spółdzielnią Budowalno-Mieszkaniową Piast oraz z Zarządem Zieleni Miejskiej.
Kiedy wszystkie te wydarzenia mnie przerastały lub czułem, że potrzebuję wrócić do mojego miejsca mocy to był to zawsze Zielony Blok. To właśnie tutaj nawet najbardziej prozaiczna czynność jak plewienie czy ogławianie sprawia, że nabieram właściwego dystansu do trudności i wyzwań. Ogród nigdy nie staje się zamkniętym projektem. Ten zminiaturyzowany ekosystem ciągle podlega zmianą i mimo, że nie wprowadzam już w ten dziedziniec wielkich rewolucji to powstały rabaty wokół polany północnej otoczone własnoręcznie zrobionym obrzeżem z derenia i patyków czarnego bzu. Znalazły tam swój dom rośliny świetlistego cienia jak hosty, hortensje, paprocie, brunnery, pierwiosnki i naparstnice. W części słonecznej rosną rozchodniki, floksy i dalie.

Najtrudniejszym wydarzenie była potworna nawałnica jaka przeszła nad Krakowem zalewając piwnice i łamiąc drzewa. Oberwał również Zielony Blok, który na szczęście szybko się zregenerował. Takie już „uroki” ogrodnictwa” w dobie zmian klimatycznych. Coś co wydawało się rzadkim zjawiskiem zaczyna być niepokojącą normą. Bardzo dała się również we znaki inwazja ślimaków nagich, mam wrażenie że z każdym rokiem jest i coraz więcej.

Pomimo tego ogród stał się piękny jak nigdy dotąd. Nie miałem dla niego tak dużo czasu jak w poprzednich sezonach, bo sadziłem z Ogrodniczą Krowodrzą w Dzielnicy V. Dojrzewanie to wyjątkowy proces, część roślin rozrasta się tworząc nowe skupiska, niektóre odchodzą zwalniając miejsca dla kolejnych. Ta częściowa samoregulacja nadała temu miejscu naturalności i dzikości co bardzo lubię. Zresztą zobaczcie sami.